Za nami wybory samorządowe, w Gdańsku zakończone reelekcją Pawła Adamowicza i niemal całkowitym zagarnięciem przez PO Rady Miasta. Taki wynik to oczywiście zła wiadomość dla lokatorów mieszkań komunalnych, jednak trudno mówić tu o jakimkolwiek zaskoczeniu. Spójrzmy prawdzie w oczy: przy obecnej dominacji finansowej Platformy, podporządkowaniu Adamowiczowi miejskich instytucji, przychylności “niezależnych” mediów oraz ordynacji wyborczej blokującej lokalne inicjatywy obywatelskie i promującej duże partie, inny wynik był zwyczajnie niemożliwy. Wybory nie były ani wolne, ani uczciwe, ani demokratyczne, co bardzo źle świadczy o stanie naszego społeczeństwa po 20 latach od rzekomego “odzyskania wolności”.
Dobrze, że cały ten wyborczy cyrk dobiegł już końca, bo przez najbliższy czas nie będziemy już musieli oglądać festiwalu hipokryzji, w ramach którego Urząd Miasta kłamie o liczbie zbudowanych mieszkań komunalnych, dziennikarze jak ognia unikają pytania obecnego prezydenta o podwyżki czynszów, sam zainteresowany opowiada, że jego konikiem jest społeczeństwo obywatelskie oraz przypomina, że ma na imię Paweł – z plakatów i z koszulek zaciągniętych na biuściaste blond-licealistki.
Cieszyć może również (choć nie każdego) niska frekwencja, która w Gdańsku wyniosła niewiele ponad 39% – najmniej w całym województwie. Wygląda na to, że większość Gdańszczan zorientowała się, że tegoroczne wybory były zwykłą farsą i postanowiła nie przykładać do niej ręki, niczym w 1985 roku, kiedy to Polska Zjednoczona Partia Robotnicza ze wszystkich sił namawiała do głosowania, a wśród zwykłych ludzi krążyły ulotki z hasłem “Rządzą się sami – niech wybierają się sami! Bojkotuj wybory razem z nami!” Jeśli wziąć pod uwagę frekwencję, okazuje się że ani Adamowicz ani Platforma wcale nie mają silnej legitymacji do rządzenia, uzyskując poparcie odpowiednio 21,02% i 21,50% uprawnionych do głosowania. Na kpinę wręcz zakrawa fakt, że dzięki ordynacji wyborczej w Radzie Miasta zasiądą osoby, które uzyskały… kilkaset głosów.
Efekt jest taki, że przez najbliższe 4 lata rządzić Gdańskiem będą ludzie, którzy reprezentują nie społeczeństwo, a partyjne centrale układające listy wyborcze oraz biznesmenów sponsorujących ich kampanię. Jeśli dodać do tego niemal zupełny zanik samorządowej opozycji, zachodzi obawa, że kierowana neoliberalną ideologią i pozbawiona wszelkiej kontroli ekipa Adamowicza spowoduje jeszcze większe niż do tej pory szkody, za które nam wszystkim przyjdzie drogo zapłacić. Jest tylko jeden sposób, by tego uniknąć: to my sami musimy stać się opozycją wobec tej władzy.
Jako mieszkańcy musimy patrzeć władzy na ręce, wysuwać swoje postulaty i domagać się ich realizacji. Nie dajmy sobie wmówić, że władza wie lepiej od nas na co powinny być wydawane nasze pieniądze. Nie pozwalajmy, by to oni bez pytania decydowali, że zamiast żłobka czy ścieżki rowerowej powstaną kolejne urzędnicze etaty albo zorganizowany będzie bankiet dla radnych i prezydenta. Wreszcie nie dopuśćmy do tego, żeby spowodowana nieracjonalną polityką władz miasta dziura budżetowa była zasypywana ściągniętym z nas w postaci wyższych czynszów haraczem. Nie pozwólmy, by najsłabsi i najbardziej potrzebujący z nas byli traktowani przez miasto jak śmieci, które można wyrzucić do kontenera. Walczmy o godziwy i dostępny dach nad głową dla wszystkich, bo robiąc to walczymy również o demokrację w Gdańsku.
kto by nie wygral to zarabia i tak taca jak Jan Kulczyk czy Ryszard Krauze tak po prostu u nas jest.
OdpowiedzUsuń