środa, 25 stycznia 2012

ZAGROŻENIA WYNIKAJĄCE Z PODPISANIA ACTA



Czym jest ACTA?


Angielska nazwa to Anti-Counterfeiting Trade Agreement, czyli po naszemu Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi. Celem tego porozumienia jest uregulowanie sposobów walki z naruszeniami własności intelektualnej. Niestety ACTA pozwala daje też możliwość ścigania osób jedynie podejrzanych o uczestniczenie w procederze obrotu podróbkami.

Teoria liberałów różna niż rzeczywistość

Najprościej jest to ująć następująco. Każdy: pomysł, produkt, wynalazek można opatentować lub obwarować innym prawem, na przykład prawem autorskim autora tekstu. Oficjalnie ma to służyć na przykład temu, aby firma, która np. wymyśliła jakiś lek, mogła odzyskać pieniądze włożone w badania i produkcję. Ale to kłamstwa, ponieważ światowe koncerny medyczne, podobno w obronie praw do czerpania korzyści ze swoich wynalazków, blokują możliwość produko-wania tańszych, często skuteczniejszych leków, leków opartych jedynie na podobnych, a nie identycznych rozwiązaniach. ACTA da im w tym jeszcze większe możliwości

Przykładów na to nie brakuje. W 2002 roku zaczął się proces sądowy, którego podstawą były twierdzenia międzynarodowego koncernu Eli Lilly twierdzącego, że podwarszawska firma Adamed naruszyła jego prawa do ochrony patentowej olanzapiny - substancji czynnej leku na schizofrenię Zyprexa. Mimo braku dowodów, że ukradziono patent oraz istnienia przesłanek wskazujących, że w tym samym czasie dwie różne osoby wpadły na podobne rozwiązanie, sąd wydał wyrok chroniący prawa koncernu, a lek Adamedu nigdy już nie pojawi się na rynku.

W ten sposób zatrzymuje się rozwój leków generycznych (zastępczych), które bardzo często można nabyć za cenę nie wyższą niż 1/3 markowego leku. Czy chęć podpisania ACTA może potwierdzać przypuszczenia, że państwo jest na smyczy wielkiego biznesu? Czy unikanie jednoznacznych odpowiedzi rządu w sprawie ACTA nie należy wiązać z niedawną aferą refundacyjną? Dziś dzięki ACTA międzynarodowe korporacje będą się bogacić naszym kosztem, gdyż ograniczą dostęp do tanich leków. Wszystko wedle rynkowej śpiewki: „Zdychaj albo płać!”

Może zamiast ładować się w kłopoty, lepiej jest brać przykład z Tajlandii, która w 2001 r. zaczęła produkować własne leki generyczne, które podawane są osobom zarażonym wirusem HIV. W ten sposób niemal z dnia na dzień zmniejszono o 75% liczbę osób umierających w skutek zarażenia wirusem i powikłań z tym związanych, a do tego zaoszczędziła 18% procent sumy, której wydawała do tej pory na walkę z tym zagrożeniem.

ACTA w internecie

To nie koniec zastrzeżeń co do tego traktatu. Dzięki ACTA będzie można każdą osobę odłączyć od sieci, a nawet zarekwirować jej sprzęt komputerowy. Nie będą konieczne dowody i prawomocny wyrok sądu. Wystarczy podejrzenie, ze ktoś narusza prawa autorskie. Zgodnie z zapisami ACTA: „Każde państwo przyznaje swoim organom sądowym prawo zastosowania środków tymczasowych bez wysłuchania drugiej strony(...)”. Państwo „(...) przyznaje swoim organom sądowym prawo do podejmowania natychmiastowego działania w odpowiedzi na wniosek o zastosowanie środków tymczasowych i do podejmowania decyzji bez zbytniej zwłoki”. Dzięki takim zapisom wracamy do najciemniejszych czasów totalitaryzmu. A może jest to próba wprowadzenia tylnymi drzwiami doraźnego postępowania karnego, zakazanego w stosowaniu przez Konstytucję poza stanem wojny?

Jakie rozwiązanie?

Jedynym i najlepszym rozwiązaniem jest nie podpisywać traktatu w sprawie ACTA. To jedyne sensowne rozwiązanie i tego oczekujemy od rządu. Innych rozwiązań nie przewidujemy.

Oczywiście rządowi propagandziści twierdzą w mediach, że należy traktat podpisać, ale nie ratyfikować. To wyjście należy określić jako „idiotyzm”, który naraża nas podatników na ogromne koszta, gdyż może to prowadzić do postawienia państwa polskiego przed: Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedli-wości, Europejskim Trybunałem Sprawiedli-wości lub innymi trybunałami, które obciążą nas ewentualnymi odszkodowaniami i kosztami przegranych spraw przed.

W czym tkwi szczegół?

Polska jest stroną Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów. Zgodnie z art. 18 i 26 tej konwencji: „Państwo jest obowiązane powstrzymywać się od działań, które udaremniłyby przedmiot i cel traktatu, gdy: podpisało traktat lub dokonało wymiany dokumentów stanowiących traktat z zastrzeżeniem ratyfikacji, przyjęcia lub zatwierdzenia, dopóki nie ujawni, że nie zamierza stać się stroną tego traktatu, lub wyraziło zgodę na związanie się traktatem w ciągu okresu poprzedzającego wejście traktatu w życie, jeśli takie wejście w życie zbytnio się nie odwleka”. Działanie państwa polskiego polegające na tym, że podpisuje traktat i unika jego ratyfikacji lub stosuje inne wybiegi, może być interpretowane jako działanie niezgodne z prawem międzynarodowym.

Minister Boni mówi też, że należy podpisać ACTA i złożyć do tego załącznik z klauzulą jak Polska interpretuje postanowienia ACTA dotyczące Polski. Widocznie minister od administracji i cyfryzacji kiepsko rozumuje pojęcie „wolności słowa”, a do tego słabo zna się na prawie międzynarodowym.

Zgodnie z art. 31 Konwencji o prawie traktatów dla celów „interpretacji traktatu kontekst obejmuje, oprócz tekstu, łącznie z jego wstępem i załącznikami: a) każde porozumienie dotyczące traktatu, osiągnięte między wszystkimi stronami w związku z zawarciem traktatu b) każdy dokument sporządzony przez jedną lub więcej stron w związku z zawarciem traktatu, przyjęty przez inne strony jako dokument odnoszący się do traktatu”. Nie wystarczy więc złożyć załącznika zawierającego polski punkt widzenia, ale ważne jest, aby państwa będące stroną ACTA zgodnie przyjęły naszą interpretację. Nie należy się tego spodziewać, więc zostanie Polsce żmudna procedura składania zastrzeżeń, o ile nie będzie za późno, a same zastrzeżenia są dopuszczane przez traktat. Jak do tej pory, chyba nikt w rządzie tego nie sprawdził, bo i media o tym milczą. Co więcej ACTA jest aktem konstytucyjnym powołanego przez ACTA ciał administra-cyjnego. Tym samym nasze zastrzeżenia będą musiały być zatwierdzone przez organy tego ciała. Brak zatwierdzenia daje nam na dokładkę mamy kolejną i równie żmudną procedurę sprzeciwów do zastrzeżeń. To wszystko pochłonie więc masę czasu oraz naszych pieniędzy.

Czy się to nam opłaca?


W sytuacji, gdy państwo polskie zatrudnia coraz to więcej nowych urzędników, pakowanie się w takie problemy spowoduje przyrost kosztów związanych z zarządzeniem państwem. Koszty te rosną i rosną. Miało być tanie państwo, a mamy studnię bez dna, która nie radzi sobie z zaspokojeniem podstawo-wych potrzeb obywateli. Dlatego właśnie mówimy STOP ACTA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz